czwartek, 15 października 2015

"Zamknij się już córko moja...ja i tak wiem lepiej!"


Opowiem Wam coś. Opowiem Wam historię, która w życiu moim miała miejsce.

Było to lat cztery temu. Kłótnie z ukochanym, proza życia codziennego, brak zrozumienia, w końcu rozstanie, powrót do domu rodzinnego, ostatecznie nowy "koleś", tak na pocieszenie. Chwilowo nawet szczęśliwa byłam… luz, brak zobowiązań, wypłata na własne przyjemności. Takie nastoletnie życie, ale lepsze, bo zamiast "budy" ,praca , a zamiast ocen, wypłata która na owe luźne życie pozwalała. To "lepsze" życie, przysłoniło umiejętność logicznego myślenia. Świat cały głową kiwał z niezadowolenia, patrząc jak życie swoje do góry nogami przewracam. Ja zaś bawiłam się świetnie, jednocześnie nie rozumiejąc tych głów kiwających i tych spojrzeń pełnych niezrozumienia.

Świat cały oszukasz, Mamy swojej jedynej oszukać się już nie da. Mama, jako przyjaciółka najlepsza, jako jedyna radość moją podzielać próbowała, ale odczuć też dawała, że nie tego dla córki swojej chciała. Nie faceta nowego, nie życia do góry nogami przewróconego. Mama w głębi serca nadzieje wielkie miała, że życiem nowym w końcu się znudzę i wrócę do życia poprzedniego, w którym to prawie na ślubnym kobiercu z Piotrem stałam. Przekonana jestem, że niejednokrotnie powiedzieć mi chciała:

-"Zamknij się już córko moja, i tak wiem co tak na prawdę serce Twoje czuje"!

Wiedziała, a ja z wiedzą jej nieustannie się "przepychałam".

Życie do góry nogami przewrócone, ale mimo to gdzieś coś kuło, gdzieś coś przeszkadzało, jakbym igły na sercu swoim hodowała. Wszystko Piotra przypominało, wszyscy o Piotra pytali, nawet sam Piotr w osobie własnej, wszędzie się pojawiał. A to w sklepie tym samym zakupy robił, jakby sklepów innych nie wybudowano, a to na drodze w korku trąbić czelność na mnie miał, jakby inne korki istnieć przestały, nawet z radia w imieniu jego dzwonili, tłumacząc, że Piotr kolacje ze mną by zjadł, jakby kolacji w samotności zjeść się nie dało! Cholera, jak zapomnieć o kimś kto "jak Filip z konopi" zewsząd wyskakiwał?!.

-"Mamo wyjeżdżam! Faceta mego, nowego biorę, walizki ze dwie spakuję i wyjeżdżam! Przy tej okazji angielski podszlifuję i z bagażem nowych doświadczeń, za rok do ojczyzny ukochanej wrócę!"

 Ot sposób! Ot wymyśliłam!

Mama przekonać chciała, że pomysł mój głupszy jest, od wszystkiego co dotąd wymyślić zdołałam, ale ja głucha byłam. Głucha na "krzyk" Mamy mojej, że szczęścia ja w kraju innym, z facetem obcym, na pewno nie zaznam.  Manifestowałam głośno -"Co Wy wszyscy o szczęściu moim wiecie?!". Mama wiedziała. Wiedziała więcej niż mogłam sobie wtedy wyobrazić.

Bilet kupiłam, pracę rzuciłam, samochód mój pod domem rodzinnym zostawiłam, walizkę spakowałam i weszłam na żelastwo wysoko latające. Cel osiągnęłam, na obcej ziemi stanęłam, pracę szybko znalazłam, angielski szlifowałam.  Myśli jednak wokół Piotra i życia, które za sobą zostawiłam, krążyły jak błędna owca. Nie byłam szczęśliwa, ale szczęście to wmówić sobie chciałam. Życie takie dwa tygodnie wiodłam, aż w końcu "walczyć" ze swoim szczęściem przestałam. Szybki telefon do Piotra, parę słów wydukanych w akompaniamencie głośnego płaczu. Do dziś dzień zastanawiam się jakim cudem Piotr słowa te zrozumiał, ale chyba zrozumiał, bo 2 tygodnie później i on na obcej ziemi stanął.

Od tamtej pory miłość nasza jakby dojrzalsza, jakby lepsza, no i liczniejsza, bo o syna bogatsza. A Mama?! Mama spokojna, że dziecko jej szczęśliwe życie wiedzie. Ja natomiast już nigdy głucha na krzyk Mamy mojej nie będę, bo Matki nasze wiedzą najlepiej, co ich dzieciom najwięcej szczęścia przyniesie.

Kocham Cię Mamo.




K.k.


9 komentarzy: